II wojna światowa w pamięci „Sokoła”

Nikt z ówcześnie żyjących nie podejrzewał, jakie zamiary wobec Polski i Polaków mają Niemcy. Los Sokolstwa Polskiego w tym konflikcie był szczególnie tragiczny. Z ogólnej liczby co najmniej 835 gniazd działających przed wybuchem II wojny światowej do 1947 r. działalność wznowiło tylko około 90 z nich, czyli 11%… Gdyby jednak do tej liczby zaliczyć straty sokole na zachodzie Europy, to ten tragiczny bilans będzie jeszcze wyższy.

Tannenberg

Egzekucja dokonana przez Niemców pod murem więzienia w Lesznie, w której zginęło co najmniej 9 członków „Sokoła” z Leszna z ogólnej liczby 20 rozstrzelanych, Leszno, 21 października 1939 r.

Pierwsi do likwidacji

II wojna światowa była dla „Sokoła” prawdziwą hekatombą. Stan, w jakim znalazł się „Sokół” po II wojnie był wynikiem masowych mordów i zbrodni, jakich dopuszczali się Niemcy i sowieci na przywódcach sokolej społeczności. Najgorzej sytuacja sokolich druhów przedstawiała się w Wielkopolsce, w której członkowie gniazd znajdowali się na pierwszych miejscach list osób przeznaczonych do likwidacji. Masowych mordów dokonywano również na działaczach Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” na Śląsku, którzy mieli niemałe zasługi dla śląskich zrywów powstańczych. Ze względu na szczególne znaczenie organizacji sokolej dla powodzenia Powstania Wielkopolskiego oraz powstań śląskich wielu „Sokołów” zostało zamordowanych w październiku 1939 r. w ramach Operacji Tannenberg, mającej na celu likwidację polskich przywódców i inteligencji. W czasach, kiedy coraz częściej przypisuje się niemieckie zbrodnie Polakom, warto odwołać się do wspomnień świadków tamtych dni, którzy jasno i otwarcie przedstawiają bohaterów oraz autorów zbrodni dokonywanych w tamtych dniach na członkach sokolej społeczności.

II wojna światowa

Niemcy podczas pacyfikacji jednej z wielu wsi polskich, które padły ofiarą w czasie trwającej wojny

Wspomnienia pierwszych dni wojny

Wspomnienia Edmunda Słuszkiewicza (brata Maksymiliana Słuszkiewicza, czołowego członka Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” w Sanoku i burmistrza Sanoka). Opisują pierwsze dni września 1939 r. w Sanoku:

I właśnie wtenczas, gdy praca rozpędzona wre, gdy ambitne plany z dnia na dzień przyoblekają się w kształty realne, gdy nagromadzona energia ludzi czynu wyładowuje się w codziennym wysiłku ku pożytkowi ogólnemu, wtenczas – wdziera się w to wszystko grabieżczy najeźdźca, hordy hitlerowskich napastników, tej rozbestwionej dziczy, nie uznającej ni boskich praw, ni ludzkich, i nie znającej żadnych uczuć poza uczuciem nienasyconej zachłanności i niezgłębionej nienawiści; te straszne zagony wdzierają się w dziedziny nasze i gwałcą, i tratują wszystko. Napór straszny, ciąg ich błyskawiczny, nic się im oprzeć nie może.

Przerażenie i panika ogarnia wszystkich. Kto może, podrywa się i ucieka, bez zastanowienia i bez pamięci; byle na wschód, byle dalej od tej straszliwej, niszczącej lawiny. Nie sposób tłumaczyć, wstrzymać, czy chociażby ład jakiś i porządek stosować. Pęd owczy opanował już wszystkie umysły i on tu wyłącznym rozkazodawcą. Wtenczas to, w takiej chwili on – Burmistrz – spokojem swoim i opanowaniem wewnętrznym stara się uspokajająco działać na umysły. Wydaje dyspozycje, kieruje ewakuacją, stara się jaki taki ład wprowadzić i porządek. Dwoi się i troi, wszędzie jest, gdzie go akurat potrzeba.

A gdy w ostatniej już chwili, gdy już ostatnie – zda się – dzwonienie wybiło wzywając do ucieczki, przyjaciele Go prosili i nakłaniali, by razem z nimi uchodził, bo – wie przecież, co Niemcy potrafią, on ze spokojem i swym bladym uśmiechem na twarzy odmawia: – „Nie mogę zawieść tych, co mi zaufali; nie zostawię ich tu samych przecież: tu, z nimi mój obowiązek”. Uśmiechnął się do nas blado, machnął ręką lekceważąco i żegnał nas serdecznie w oną noc późną już, a tak jasną srebrnym, dojrzałym księżycem. Widzę Go jeszcze, jak stoi u narożnika Komunalnej Kasy Oszczędności, sam jeden, jakże samotny i wtenczas, w tym pełnym blasku dalekiego miesiąca, i spogląda w stronę nas, oddalających się w przyszłość rozwartą na oścież, a tak tajemniczą, tak nieprzeniknioną.

Więcej Go już nie widziałem.

Maksymilian Słuszkiewicz został aresztowany 21 września 1939 r. w swoim mieszkaniu przez Niemców okupujących Sanok i wywieziony do obozu koncentracyjnego Weimar-Buchenwald, gdzie zginął 17 stycznia 1940 r. Maksymilian Słuszkiewicz był członkiem sanockiego „Sokoła”. Jedna z ulic Sanoka nosi dzisiaj imię Maksymiliana Słuszkiewicza.

Zostaw komentarz

komentarzy