Jak Sokoli świętowali odrodzenie Polski!

Niepodległa Polska była ukoronowaniem ponad półwiekowej pracy całych pokoleń Sokołów, spośród których wielu tego wielkiego szczęścia nie doczekało. Jednak żyjący w okresie międzywojennym Sokoli, nigdy o swoich braciach nie zapomnieli i ich pamięć stale pielęgnowali. Pamiętali, że także dzięki ich pracy i zaangażowaniu mogli się cieszyć wolnością. O tym jak Sokoli świętowali niepodległą Polskę opowiada historia I Zlotu Sokolstwa Polskiego w wolnej Polsce.

druh Adam Zamoyski, Prezes ZTG „Sokół” w Polsce w latach 1923-1936

Przeżyliśmy szereg chwil prawdziwie radosnych, odnieśliśmy setkę wrażeń najbardziej wzniosłych, a nade wszystko górowała świadomość szczęścia, że Zlot odbywa się w Warszawie, w stolicy wolnej Polski! – ze zlotu „Sokoła” w Warszawie.

Wszystkie zloty stanowiły swego rodzaju przegląd sił, pokaz pracy i prezentację Sokolstwa przed społeczeństwem. Wyjątkowy pod tym względem był VI Zlot Sokolstwa Polskiego – I Zlot w wolnej Polsce. W odezwach przed zlotem zwracano uwagę na to, że ma to być pierwszy pokaz całego Sokolstwa, pokazujący zręczność i siłę organizacji oraz sposób w jaki „Sokół” zamierza służyć Polsce. Dla wielu druhów było to spełnienie marzeń i oczekiwań po wielu latach wytężonej pracy. Jeszcze przed zlotem Prezes Bernard Chrzanowski mówił, że uroczystość ma być zlotem:

dla samych siebie [tj. „Sokołów”], miał to być zlot, nie huczny lecz serdeczny (…) powstały z wyjątkowego mozołu, na przekór przeciwnością, z potężnej miłości dla sprawy; zlot, który by w tym pierwszym roku Polski, połączonej nawet już i ze Śląskiem, po raz pierwszy młodzież polską zgromadził w Warszawie, który by tę zjednoczoną młodzież znad Bałtyku i spod Karpat, zdrową i silną, młodzież wszelkich stanów i zawodów, dążącą do zdrowego ciała i zdrowego ducha, pokazał Stolicy, który by serca ku tej młodzieży skłonił, idei cielesnego, a z nim obywatelskiego zdrowia zwolenników przysporzył i do współpracy złączył.

Aktem otwierającym uroczystość był hymn Polski, po którym zagrano „Marsz Sokołów” oraz poloneza As dur Chopina. Uroczystość miała miejsce w sali Filharmonii, która szybko wypełniła się po brzegi, wszystko działo się wieczorem 8 lipca 1921 r. o godz. 19.00. Dla wielu, zwłaszcza starszych druhów, był to moment niezwykle wzruszający. Oto po długich latach doczekali odrodzenia Polski, na które tak ciężko pracowali. Na sali panował wielki entuzjazm, podniosły ton, duma, wzruszenie i radość. Wśród znanych osobistości obecnych na otwarciu znaleźli się Minister Wojny Kazimierz Sosnkowski, który zastępował Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego, wiceminister Eugeniusz de Henning-Michaelis, a także Marszałek Sejmu Wojciech Trąmpczyński, kardynał Aleksander Kakowski, Wojciech Korfanty, prezydent Warszawy Piotr Drzewiecki, prezes rady miejskiej Ignacy Baliński oraz adiutant Marszałka Bolesław Wieniawa-Długoszowski. Na scenie widoczny był Zarząd Związku Towarzystw Gimnastycznych „Sokół” w Polsce, otoczony proporcami, chórem i orkiestrą. Ceremonię prowadził Emil Rauer, którego wspomagał Roman Schmidt. Prezes Chrzanowski powitał druhów ze wszystkich stron świata, po czym powiedział:

Tyle w czasach dzisiejszych jest chwil – jedynych. I dziś chyba taka. Jeszcze bowiem nigdy młodzież nasza ze wszystkich stron Polski nie zbiegła się tak jak teraz do Warszawy, nigdy nie stała tak razem na boisku w swych białych ćwiczebnych koszulkach, jak stanie jutro, nigdy jeszcze ta młodzież nie szła tak ramię przy ramieniu po ulicach Warszawy, młodzież z Pomorza i ze Lwowa, z Krakowskiego i z Wilna, jak pójdzie pojutrze; jedyna to więc chwila jakiej jeszcze nie było – dla Sokolstwa. Nie tylko jednak dla niego; nie było jej i dla Warszawy. Nasze serca świadome tego. Chcielibyśmy jednak, aby odczuła to i Warszawa, aby jej mieszkańcom, tym srebrem włosów okrytym, oczy zwilgotniały, a młodym jarzyły się radością. (…) Zasługuje przecież na to ta młodzież. Ona to za czasów niewoli rzucała zabawę, odpoczynek, swobodę i szła w szeregi sokole, zaprzągła się w jarzmo karności towarzystwa na wieczory dni roboczych i na całe dni świąteczne, a czyniła to w poczuciu konieczności takiego łączenia się, tak dla krzewienia zdrowia fizycznego jak i dla obrony przed wynarodowieniem. Ona to znosiła w owych czasach tysiączne dokuczania i prześladowania, setki procesów i kar, a złożona z wszelkich warstw społecznych, w państwie niemieckim przeważnie z rzemieślników i robotników, nie ugięła się i o swojej polskości odważnie świadczyła. – Ona to wreszcie za czasów ostatnich powstań dostarczała pierwszych sprawnych bojowników, ofiarników krwi i życia dla Ojczyzny. – Ona też na koniec i teraz znowu, w czasach wolności, spieszy do swych towarzystw, aby ze zrozumieniem sprawy przysparzać narodowi zdrowia, wychowywać siebie – poza stronnictwami! – na dzielnych obywateli, przygotowywać w nich, na chwilę potrzeby wojennej, żołnierską siłę i żołnierskiego szlachetnego ducha.

Następnie Bernard Chrzanowski otwiera zlot i wita wszystkich uczestników, a szczególnie reprezentantów Górnego Śląska, co wywołało burzę oklasków. Po chwili orkiestra zaczęła grać hymn narodowy, po którym chór „Lutnia” śpiewał „Rotę”, po czym głos zabrał Michał Wolski prezes Dzielnicy Śląskiej. Wspominał z dumą moment powstania Sokolstwa na Śląsku przed 46 laty, a także warunki w jakich się rozwijało. Mówił o sercu ludu górnośląskiego, które rwie się do Polski i tylko tą nadzieją żyje. Przypominał potoki przelanej krwi, gdy wszyscy Sokoli ruszyli do szeregów powstańczych.

Po nim przemawiali, w imieniu rady miejskiej I. Baliński oraz Adam Zamoyski – przewodniczący komitetu ds. Zlotu. Po nich głos zabiera Kazimierz Sosnkowski, który mówił:

Sokoli! Gdy przed pół wiekiem przeszło powstały związki Sokolstwa Polskiego, twórcy jego marzyli o tym, że przysposobią siłę fizyczną narodu na bój o niepodległość. Ziściły się ich sny. Z szeregów Sokolstwa wyrosły tysiące mężnych i prawych żołnierzy Polski zmartwychwstającej. Pod opieką Sokolstwa rozwinął się małopolski skauting, prawdziwa szkoła bohaterstwa, ducha rycerskiego i młodzieńczego zapału. W niepodległej Rzeczpospolitej nowe zadania stoją przed Sokolstwem Polskim. Ojczyzna się ostać może wolna jedynie przy powszechnej gotowości narodu do jej obrony.

Następni, w niezwykle podniosłym, patriotycznym tonie, przemawiali przedstawiciele Sokolstwa z Poznańskiego dh Tadeusz Powidzki i dh Rudziński, który mówił w imieniu „Sokoła” z zaboru rosyjskiego. Po nich przemówił druh Kazimierz Czarnik, prezes Dzielnicy Małopolskiej, który przypomniał historię Lwowa i powstanie „Sokoła”, swoją wypowiedź kończąc słowami:

Kiedy dożyliśmy tej najszczęśliwszej przez pokolenia całe marzonej chwili zmartwychwstania Ojczyzny ze stolicą naszą Warszawą na czele, całe Sokolstwo złączyło się w jeden, wielki Związek jawny – z siedzibą w sercu Polski. Z natury rzeczy to kierownicze stanowisko, jakie dotychczas miała Małopolska, musiało przejść na Warszawę, na Związek, który powstał w Warszawie. Stąd też ten sztandar, który dzierżył Związek małopolski, winien przejść do rąk tych, którzy stoją obecnie na czele Sokolstwa. A więc do rąk Związku Warszawskiego. Sztandar ten wręczamy uroczyście – w ręce Związku sokolego obejmującego całą Polskę. O tej chwili marzyliśmy od początku naszego istnienia, a dowód stanowi ten sztandar, na którym widnieją herby miast polskich i Lwów i Kraków, a nad tymi herbami widnieją dwa puste miejsca; oznaczały one Warszawę, Poznań, których w czasach niewoli nie wolno nam było umieszczać. Dzisiaj nadeszła ta upragniona chwila, dwa herby tych miast jawnie umieścimy na tym sztandarze na dowód łączności całej Polski w tym Związku. Niech sztandar ten służy dalej całemu Narodowi, a nie stronnictwom i partiom, niech Sokolstwo Polskie prowadzi godnie dalej pod dotychczasowym hasłem Bóg i Ojczyzna.

Po tych słowach druhowie ze wszystkich dzielnic sokolich chwycili sztandary w dłonie, pochylając je równocześnie – był to symboliczny moment zjednoczenia Sokolstwa. Następnie druh wiceprezes Biega podziękował za przekazanie niezwykle cennego sztandaru na ręce nowego Związku Towarzystw Gimnastycznych „Sokół” w Polsce. Było to o tyle ważne, że sztandar z zaboru austriackiego, był sztandarem pierwszego Związku jaki w ogóle powstał – Związku Polskich Gimnastycznych Towarzystw Sokolich w Cesarstwie Austriackim, który założono w 1892 r. Tego wieczoru także gniazdo „Sokoła” z Westfalii przekazało swój sztandar dla Związku, z przeznaczeniem dla pierwszego nowego gniazda, które miało powstać na kresach wschodnich. Po części oficjalnej, restauratorzy warszawscy urządzili wspaniałe, upływające w serdecznej atmosferze, przyjęcie dla uczestników Zlotu i zaproszonych gości. Nastrój panował podniosły. Cykl uroczystych przemów rozpoczął hr. Adam Zamoyski, po nim przemawiali delegaci sokoli z różnych stron Polski, zaproszeni goście, posłowie, a nawet przedstawiciel literatów i dziennikarzy. Następnego dnia, wykorzystując dobrą pogodę, w ogrodzie pałacowym rezydencji Zamoyskich na Foksalu, hr. Adam Zamoyski urządził uroczyste przyjęcie dla delegatów Sokolstwa ze wszystkich zaborów oraz władz miasta i zaproszonych gości. Lista obecnych była bardzo długa, ogółem wynosiła kilkaset osób.

Obecni byli Marszałek Sejmu Wojciech Trąmpczyński, prezydent Warszawy Piotr Drzewiecki, prezes Rady Miejskiej Ignacy Baliński, delegaci Sokolstwa z Polski i zagranicy, przedstawiciele organizacji, wojska, prasy i wielu innych. Gospodarze, hr. Adam Zamoyski z małżonką i córką, przyjęli przybyłych z wielką uprzejmością i gościnnością, za co Sokoli szczerze dziękowali. Stwarzało to niezwykle miły, gościnny nastrój, w którym zaistniała możliwość bliższego poznania się, sprzyjał temu czas (kilka godzin) oraz przyjazna atmosfera, która panowała do końca spotkania.

Już po południu, przy słonecznej pogodzie, w uroczystościach na polach mokotowskich uczestniczyło około 6 tys. Sokołów, przy dźwiękach orkiestry wojskowej pod kierownictwem naczelnika Związku W. Świątkiewicza. Najlepiej zaprezentowały się Sokolice, które według wielu relacji wypadły wzorowo, dając pokaz barwny, harmonijny, z dużą dozą tanecznej gracji i sprawności. Jednak punktem kulminacyjnym zlotu były wspólne ćwiczenia wszystkich Sokołów, m.in. ze Śląska, którzy po zakończeniu III powstania śląskiego przybyli prawie prosto z frontu. Wszystko to wywarło niezatarte wrażenie na publiczności. We wspólnym pokazie udział wzięło około 2 tys. Sokołów, pomimo niedawno zakończonej wojny polsko-bolszewickiej oraz trudnych warunków materialnych wielu gniazd. Na zakończenie pokazów orkiestra odegrała „Marsz Sokołów”.

Drugi dzień zlotu zakończył się w siedzibie Towarzystwa Łyżwiarskiego, które z prezesem Józefem Szwejcerem podejmowało uczestników Zlotu od godz. 21.00. Szereg przemówień rozpoczęła mowa Wojciecha Trąmpczyńskiego, po którym przemawiali kolejni. Wśród nich przedstawiciele „Sokoła” z Górnego Śląska, po przemówieniach których zorganizowano składkę na rzecz sierot i wdów po poległych powstańcach śląskich, która przyniosła około 100 000 marek.

Trzeci dzień Zlotu stanowił punkt kulminacyjny. Już od godziny 7.00 panował ruch i ożywienie na polach mokotowskich, według jednego z uczestników w tym czasie na polu zgromadziło się 10 tys. Sokołów. Rozpoczęła się Msza św. którą celebrował kapelan wojskowy. Po zakończonym nabożeństwie zgromadzonych powitał w imieniu Związku druh Biega. Po nim głos zabrał Aleksander Małaczyński:

Z kresów ziemi Małopolskiej wojną zaoranej – tylekrotnie krwią obrońców ociekłej – z grodu Lwa, w którym uścieliła pierwsze swe gniazdo Macierz Sokoła, przybyliśmy na pierwsze wielkie święto sokole w wolnej Ojczyźnie, by wymienić uścisk bratni z Sokołami wszystkich ziem polskich, ażeby w Warszawie pokłonić się Tej, która dzięki niezłomnej wierze całych pokoleń, dzięki stuletniej ofiarnej pracy narodu, a w tym także szarej rzeszy sokolej, dzięki odwadze i męstwu polskiego żołnierza i Orląt naszych, zmieniła zgrzebne szaty niewolnicy na królewską purpurę Wolności. Nasze zlotu sokole łączyły się zwykle z wielkimi rocznicami historycznymi, stanowiąc kamienie graniczne epok życia sokolego. Wierzymy, że podobnie jak II Zlot Racławicki 1894, jak i V Zlot Grunwaldzki 1910 – także dzisiejszy Zlot, pierwszy w wolnej Polsce stanowić będzie początek nowej ery rozkwitu Sokolstwa Polskiego. Przeglądając karty dziejów Sokolstwa Polskiego, pytamy mimo woli, jaki czar to sprawił, że myśl rzucona w naród bezpośrednio po powstaniu roku 1863, znalazła w społeczeństwie polskim tak żywy oddźwięk – czemu pod sztandar sokoli garnęły się tak ochoczo setki i tysiące najlepszych synów Ojczyzny? – Owa siła magiczna leżała w hasłach naszych, które na naszych wypisaliśmy sztandarach – leżała w tym, że byliśmy tylko tłumaczami najgłębszych wierzeń chowanych w serach wszystkich prawych synów Ojczyzny – że ponad naszymi zastępami powiewał zawsze wspaniały sztandar ideału Wolności i wiary w Zmartwychwstanie, że pracując nad wykształceniem ciała i tworząc zastępy przyszłych bojowników, kształciliśmy zarazem ducha, wreszcie, żeśmy jednoczyli wszystkich miłujących Ojczyznę bez względu na różnice partyjne i stanowe, wszystkich, dla których najwznioślejszym hasłem było stare hasło nasze: „Bóg i Ojczyzna”! Zlot Grunwaldzki zgromadził nas 10.000 z całej Polski, a echo tryumfu grunwaldzkiego tchnęło w nasze szeregi nowe rycerskie porywy.

Wówczas to powiedział natchniony kaznodzieja ks. biskup Bandurski, nawiązując do kompozycji Styki: „Każdy rycerz grunwaldzki dotyka Twego ramienia Sokole – dziś pasowany na rycerza Polski – a hasłem tym, co płynie spod Grunwaldu, to hasło «Czuwaj! Ramię krzep, Ojczyźnie służ»”. I oto w przeczuciu wielkich chwil dziejowych stanęliśmy do pracy nowej. Powstanie stałych drużyn Sokolich i skauting polski, co się we Lwowie urodził pod skrzydłami Sokoła, biorąc za swe hasło owo „Czuwaj” i wydawnictwa wojskowe Sokoła, to wszystko echa grunwaldzkiego święta. Dzięki im, byliśmy gotowi, gdy przyszedł czas wielkich zapasów światowych, na które Sokolstwo polskie i skauting polski wysłał tysiące swych bojowników – bohaterów. W chwili, kiedy sztandar Małopolskiego Związku przeszedł w ręce Związku całego Sokolstwa polskiego – przypominają się mimo woli słowa, które przy wręczaniu tego sztandaru I-mu Związkowi Sokolemu w roku 1894 wypowiedział Prezes Sokoła Macierzy dr Dziędzielewicz: „Idźcie na walkę i pracę większą i cięższą jeszcze niż ta, którą my spełniliśmy”. I obecnie musimy być tego świadomi, że czeka nas praca wielka i ciężka – tym trudniejsza, im od nas – od narodu zapaleńców – wymaga długiego, nieustannego, a wytrwałego trudu, nad najważniejszym obecnie zadaniem narodu: nad odbudowaniem i odrodzeniem Ojczyzny. „To Twe hasło Sokole! Czuwaj na posterunku gdziekolwiek jesteś, a ramię i siłę fizyczną krzepiąc, krzep ducha w narodzie”. Sztandarze nasz drogi, który z dumą spoglądałeś na coraz to liczniejsze nasze szeregi, który przez niemal trzy lat dziesiątki w Małopolsce prowadziłeś nas od tryumfu do tryumfu – hołd i cześć Ci dzisiaj składamy, jako obecnie sztandarowi całego Polskiego Sokolstwa! Prowadź nas odtąd pod dawnymi naszymi hasłami wspólnie z Sokołami całej Ojczyzny jako druhów serdecznych i dzieci jednej Matki, prowadź w walce z naszymi narodowymi przywarami, w pracy nad udoskonaleniem ciała i ducha, nad wyrobieniem w narodzie męskiej dzielności, karności i ofiarności, gromadź wokoło siebie wszystkie stany w zgodnej pracy dla dobra Najjaśniejszej Rzeczypospolitej – prowadź ku rychłemu a wspaniałemu odrodzeniu Tej, która była, jest i będzie dla każdego prawego Sokoła najwyższą władczynią na ziemi! Czołem Ojczyźnie! Czołem sztandarowi Związkowemu!

„Sokół” w Winnipeg (Kanada)

Po odegraniu hymnu narodowego naczelnik Związku wydał wyraźną komendę do rozpoczęcia wymarszu. Przemarsz, z Pól Mokotowskich na plac Teatralny, który zamienił się w wyjątkowo uroczysty pochód prowadził oddział konny „Sokoła”, poprzedzony orkiestrą na koniach. Za nim szły oddziały żeńskie „Sokoła”, za druhnami maszerowało przewodnictwo Związku, poprzedzając sztandar i pluton honorowy, złożony z prezesów Dzielnic i Okręgów. Za nimi gniazda ze wszystkich dzielnic Polski. Szli druhowie z Pomorza, Poznania, Górnoślązacy, delegaci gniazd z Paryża, Berlina, Essen, ze Stanów Zjednoczonych, druhowie ze Śląska Cieszyńskiego, Małopolski i Mazowsza. Wszystkie dzielnice sokole maszerowały oddzielnie, każda prowadzona przez orkiestrę. Przemarsz rozciągnął się na przestrzeni kilku kilometrów. Pochód zamykały gniazda warszawskie, które były gospodarzami zlotu. Na trasie maszerujący Sokoli witani byli przez widzów niezwykle entuzjastycznie, nieustającymi okrzykami i oklaskami. E. Kubalski wspominał:

Sprawność i dziarska postawa maszerujących kolumn przemogła obojętność, apatię i ujęła serca. Sokoli reprezentujący różne dzielnice dodawali barw pochodowi, dzięki różnorodności mundurów sokolich i strojów sportowych. Wzniosła atmosfera i wielkie emocje nie opadły po przejściu Sokolstwa na Plac Teatralny, gdzie kontynuowano doniosłe przemówienia, których treść poznajemy dzięki relacji zamieszczonej w prasie sokolej: Plac Teatralny zalany masą ludu. Stary Ratusz wypiękniał w słońcu, przybrany cudnie. Wysoko nad bramą olbrzymi Biały Orzeł. Sokole zastępy, zwrócone frontem ku Niemu, stoją milczące i karne. Sokolstwa wita przedstawicieli rządu i gospodarzy miasta. Przemawia Prezes Związku Sokolstwa Polskiego dr Bernard Chrzanowski. W świetnym przemówieniu stwierdza jedno: Naczelna Komenda Sokolstwa jest w Warszawie! Czy pojmujecie doniosłość tych słów?! W Warszawie! Poleca Sokolstwo opiece Stolicy.

Wtórował mu prezes I. Baliński:

Dostojny prezesie pierwszego Zlotu ogólnego wolnego Sokolstwa polskiego! Panowie przewodniczący i kierownicy związków i gniazd sokolich i wy, drodzy druhowie i druhny, ukochani, serdeczni goście nasi. Spełniły się marzenia i dążenia wszystkich Polaków przez kilka pokoleń (…). I oto nadszedł czas złotych godów Sokolstwa polskiego, oto jego sztandar powiewa w wolnej stolicy niepodległej ojczyzny. Pełna to radości i dumy dla Warszawy uroczystość, gdy Was wita i przyjmuje. Ze wzruszeniem wołamy wam „czołem! czołem!” i wy z najstarszego gniazda, z tego Sokoła-Macierzy, bohaterskiego Lwowa, i wy ze Związków małopolskich, i wielkopolskich, i pomorskich, i wy z Górnego Śląska, tej naszej polskiej, najwytrwalszej z najwytrwalszych – Czołem! I wy, sokoły z byłego zaboru rosyjskiego, coście tak długo żyć musieli ze zwiniętymi skrzydłami życiem utajonym! I wy drodzy rodacy z Westfalii i Nadrenii, i wy z Francji, z Ameryki, skąd przylecieliście skwapliwie na bój o wyzwolenie matki-ojczyzny! (…)

Warszawa, jak i Polska cała, nie zawiodła się na was Sokoły polskie wówczas, gdy z woli Bożej przyszła nareszcie chwila ostatecznej zwycięskiej walki o wolność. Hart, dzielność, wytrzymałość fizyczną, karność i zespół jednolity, patriotyzm i miłość ojczyzny bez granic – wykazały wtedy zastępy Sokolstwa naszego – i starsze, i młodsze, i jawne, i ukryte, a te zalety będą one rozwijały nadal na słońcu swobody. Warszawo! Najstarszy pamiątkowy sztandar pierwszego związku sokolstwa, związku małopolskiego, został ofiarowany na tym zlocie ogólnym związkowi warszawskiemu. Przyjęcie tego szacownego, symbolicznego daru obowiązuje nie tylko Związek Sokolstwa Warszawskiego, ale całą Warszawę, obowiązuje też nas (…) do współdziałania i popierania całego Sokolstwa. A teraz stwierdzając tu głośno i publicznie w stolicy Polski, co jest przekonaniem ogólnym, że Sokolstwo nasze w ciągu swego półwiekowego przeszło istnienia w więzach niewoli i w czasie ich rozrywania – zasłużyło się dobrze narodowi i ojczyźnie. Składając część pamięci założycieli i krzewicieli Sokolstwa, którzy nie dożyli wyzwolenia Polski, lub co w walkach o jej wolność polegli. – Rozumiejąc doniosłość sokolstwa, jego pożytek pod względem potęgowania mocy cielesnej i duchowej młodzieży dla narodu i państwa, i płynący stąd dla społeczeństwa obowiązek współdziałania rozwojowi Sokolstwa, wznoszę w imieniu Warszawy okrzyk: Niech żyje, niech rośnie, niech kwitnie Sokolstwo Polskie! Czołem!

Sala gimnastyczna pierwsze gniazda we Lwowie

Uwieńczeniem trzeciego dnia uroczystości była defilada na Placu Teatralnym, podczas której wszystkie oddziały sokole maszerowały przed Marszałkiem Sejmu, obok którego ustawiony był sztandar związkowy. Wszystko działo się przy niezliczonych tłumach publiczności. W godzinach popołudniowych odbywały się jeszcze ćwiczenia na Polach Mokotowskich, które rozpoczął pokaz sokoląt z Górnego Śląska ćwiczących z kilofami. Entuzjazm tego pokazu sprawił, że obecni na nim druhowie, ojcowie i bracia, unieśli ćwiczących młodych druhów w górę i obnosili na ramionach dookoła boiska.

 

W swojej relacji pozlotowej dr A. Małaczyński pisał:

najbardziej cieszyło nas serdeczne ciepło, z jakim (…) [witano] nasze hufce dążące w niedzielę po Mszy polowej z Mokotowa pod gmach ratuszowy. Ów szpaler gęsty na całej długiej drodze pochodu i te radosne spojrzenia, oklaski i okrzyki, jakimi nas witano, to już było coś więcej, aniżeli konwencjonalne obcych gości powitanie. „Niech żyją dzielne Sokoły!”, „Czołem! Sokolstwu Polskiemu! ”, „Niech żyją Sokolice polskie!” W tych okrzykach mieściło się już naprawdę sporo serca Stolicy, która zobaczywszy tak liczne i karne szeregi sokole z całej Polski przybyłe, przeczuciem odgadła, czym dla Narodu jesteśmy. A kiedy mnogie tysiące widzów zobaczyły ćwiczenia tysięcy Sokołów i Sokolic na polu mokotowskim – wówczas otwarły się serca Warszawy do reszty i wprost entuzjastycznie żegnano schodzących z boiska długo niemilknącymi oklaskami.

Tak oto Sokolstwo świętowało odzyskanie przez Polskę niepodległości…

Damian Małecki

 

Zostaw komentarz

komentarzy