Bandyta zabił naczelnika „Sokoła”
W niedzielę, 26 grudnia 1937 r.Towarzystwo Gimnastyczne ?Sokół? w Luboniu urządzało zabawę taneczną w swojej Ćwiczni. Druhowie bawili się we własnym gronie. Jednak po jakimś czasie na salę wprosiło się dwóch młodych mężczyzn, w tym jeden z pobliskiego Żabikowa. Nazywał się Stanisław Krauze, miał 23 lata i pracował jako ogrodnik. Towarzyszył mu 22-letni Jerzy Świderski, robotnik z Kotowa pod Granowem. Nic nie zapowiadało tragicznych wydarzeń, do których miało dojść.
Organizatorem zabawy i zarazem naczelnikiem tutejszego gniazda TG ?Sokół? był Stefan Chudzicki, miejscowy kolejarz. Ostatecznie pozwolił przybyszom brać udział w imprezie. Jak się jednak okazuje obcy nie potrafili docenić dobrego gestu gospodarza. Zabawa przebiegała w miłej i koleżeńskiej atmosferze. Niestety do czasu aż nie wprosiło się na nią dwóch młodych mężczyzn. W pewnym momencie zaatakowali oni organizatora imprezy, zarazem znanego w Luboniu działacza. Jeden z napastników sięgnął po długi nóż…
Poszło o dziewczyny
Około godziny 1.00 naczelnik Stefan Chudicki wyszedł z sali w towarzystwie dwóch młodych kobiet, sióstr Gajdzińskich. Zwrócił im uwagę, by nie zadawały się z Krauzem, który za nimi szedł. Ten usłyszał to zdanie i wpadł w szał. Doskoczył do naczelnika, który stał na boisku, przylegającym do sali.
Zaczęli się bić, po chwili Krauze wyciągnął nóż z ostrzem długości trzydziestu centymetrów i zadał nim Stefanowi Chudzickiemu kilka uderzeń w plecy oraz głowę. Gdy ten upadł, doskoczył do niego i kilkakrotnie uderzył go jeszcze w plecy, przebijając płuco. Podczas bójki obecny był Jerzy Świderski, który ruszył, by pomóc kompanowi.
Oczywiście krzyki walczących słyszeli inni ?Sokoli?, którzy z kolei rzucili się na pomoc swemu naczelnikowi. Na ten widok obaj mężczyźni uciekli. Stefanowi Chudzickiemu udzielono na boisku pierwszej pomocy. Nic to jednak nie mogło pomóc, po kilkunastu minutach zmarł. Miał zaledwie 26 lat.
Śledztwo wszczęli policjanci z posterunku w Fabianowie. W jednej z ówczesnych gazet napisano wówczas:
?Zabójstwo śp Naczelnika Chudzickiego wywołało w Luboniu i okolicy wielkie wrażenie, ponieważ awanturnicy z Żabikowa są od dawna postrachem tutejszej ludności?
Kilka dni później aresztowano Stanisława Krauzego. Osadzono go w sądowym więzieniu karno-śledczym w Poznaniu. Wkrótce zatrzymano także jego kompana.
Pogrzeb Stefana Chudzkickiego odbył się 31 grudnia 1937 r. na cmentarzu parafialnym w Żabikowie. Żałobny kondukt prowadził ksiądz Stanisław Streich. Jak pisano w ówczesnych gazetach ?na pogrzeb przybyły niezliczone rzesze osób, reprezentujących wszystkie warstwy społeczeństwa?. Było szesnaście miejscowych organizacji wraz ze sztandarami oraz delegacje Towarzystw Gimnastycznych ?Sokół? z Lubonia, Poznania i wszystkich okolicznych miejscowości. Sokoli nieśli na swych barkach trumnę. Nad grobem m.in. odśpiewano pieśń ?W mogile ciemniej?.
Wyrok był łagodny
Rozprawa obu mężczyzn odbyła się 2 maja 1938 r. przed trzyosobowym trybunałem Sądu Okręgowego w Poznaniu. Głównym oskarżonym był oczywiście Stanisław Krauze. Powtarzał, że wcale nie był napastnikiem. Twierdził iż to on został zaatakowany przez Chudzickiego i tylko się bronił. Jak podkreślał ?działał w obronie koniecznej?. Natomiast Jerzy Świderski cały czas powtarzał, że w całej bójce w ogóle nie brał udziału.
W postępowaniu dowodowym sąd przesłuchał czternastu świadków. Następnie głos zabrał prokurator, który nie miał wątpliwości, że wina leży po stronie Krauzego. Stwierdził przy tym, iż jest on ?znanym na terenie Lubonia awanturnikiem? i podkreślił, że mimo młodego wieku był już kilkakrotnie karany. Faktycznie, Stanisław Krauze miał już w przeszłości cztery wyroki za różne przestępstwa.
Po przemówieniu prokuratora, sąd udał się na naradę. Po przerwie sędzia stwierdził, że również nie ma wątpliwości co do tego, że to oskarżony ponosi całkowitą winę za ten mord. Przy czym jednak wydał stosunkowo łagodny wyrok, tym bardziej jeśli uwzględni się fakt, że sprawa dotyczyła recydywisty. Stanisław Krauze miał trafił do więzienia na pięć lat. Przy tym na poczet kary zaliczono mu cztery miesiące, które spędził w areszcie. Jerzego Świderskiego ostatecznie uwolniono od winy. Nie udowodniono mu bowiem, by brał udział w walce.
Damian Szymczak
Źródło: Orędownik, nr 298, 300 z 1937 r., nr 1/2, 103 z 1938 r. Tekst ukazał się we wrześniowym numerze miesięcznika ?Nasza okolica?- wydanie lubońskie