Sześciu młodych leszczynian, w tym druhowie z Drużyny Polowej Sokoła w Lesznie, wyruszyło kajakami, by sprawdzić jeden z odcinków Szlaku Konwaliowego, jeszcze przed planowanym na lipiec połączonym spływem „Sokoła” i podlegającej mu Polowej Drużynie Sokoła. Uczestnicy przekonali się, że w sporej części ładnie wygląda on tylko na papierze. Ich wyprawa bardziej przypominała survival niż kajakowy spływ.
Już blisko dziesięć lat temu opisywałem i informowałem w mediach, że „Szlak Konwaliowy? tak naprawdę nie istnieje. To po prostu połączone na mapie różne jeziora, strumyki i kanały. W niektórych miejscach kajaki trzeba przenosić i to daleko. To zresztą zaznaczono w przewodnikach i na mapach. Problem w tym, że niektóre kanały ładnie wyglądają właśnie tylko na mapach.
Naszych sześciu śmiałków w podróż wybrało się w czwartek, 4 czerwca, a więc w Boże Ciało. Byli to: Aleksander Karwatka, Bartosz Michałowski, Robert Ranecki, Marcin Marszałek, Tomasz Marszałek. Dwaj pierwsi należą do Drużyny Polowej Sokoła, tak jak szósty uczestnik wyprawy Łukasz Pacholski, który jest zwierzchnikiem PDS z Leszna. Był on także organizatorem spływu.
Swoją wyprawę rozpoczęli na mostku w Miastku. Zazwyczaj każdy płynie stamtąd w stronę Jeziora Miałkiego. Dodamy, że Sokoli płynęli tam już w tym roku na początku maja. Okazuje się, że to jezioro ?tradycyjnie? bardzo ciężko pokonać. To bowiem zalane bagno i trzeba naprawdę dużo sił, by przez nie przebrnąć. Tym razem wybrali się w jeszcze trudniejszą podróż, bo w drugą stronę. Czyli na Jezioro Lincjusz, Brzeźnie oraz Zapowiednik. Same jeziorka można przepłynąć łatwo.
– Jednak kanały je łączące to coś okropnego, jeśli masz ochotę na normalny spływ kajakowy – opowiada Łukasz Pacholski – Przez nie się nie płynie, nimi się przedziera. Raz pod drzewami, raz obok, co chwila trzeba kajaki przenosić. Wszystko jest zarośnięte i często po prostu przebijasz się przez trzciny. Były fragmenty, że kanały zamieniały się w wąski strumyk, którym kajaki mogły płynąć tylko jeden za drugim – dodaje.
Słowem określenie survival jest jak najbardziej na miejscu. Łukasz Pacholski podkreśla, że na to te kanały nadają się idealnie i miłośnikom takich przygód mogą dostarczyć sporo emocji. Tyle, że jeśli ktoś ma na taką wyprawę ochotę, to powinien o tym wiedzieć z góry.
Mimo tych wszystkich trudności, leszczyńscy druhowie przedarli się na koniec Jeziora Zapowiednik, a później tą samą drogą wrócili. Tyle, że oni są młodsi, sprawni i silni. A i tak krótka przecież podróż zajęła im trzy godziny w jedną stronę. Zapewne nie każdy byłby w stanie tamtędy przepłynąć. Leszczyńscy druhowie wezmą to pod uwagę, przed zaplanowanym na lipiec, spływem „Sokoła” i PDS.
Damian Szymczak
Zdjęcia: Łukasz Pacholski
Źródło: szczot.info